„W jej czasach kobietom nie wolno było malować, wchodzić do warsztatu, podpisywać swoich dzieł ani pobierać za nie zapłaty, nie mogły studiować na akademii sztuk pięknych. Jeśli malowały, to dlatego, że były spokrewnione z malarzami. Artemizja Gentileschi była pierwszą kobietą, która weszła na rynek sztuki, przebiła się na nim, zrobiła karierę, podpisywała dzieła i brała za nie zapłatę. Przecierała też szlaki tego, co nazywamy dziś emancypacją czyli dostąpieniem kobiety do równouprawnienia, pewnych parytetów, które jej się należą. Utorowała drogę w świadomości ludzi, że kobiety mają swoje prawa, potrafią pięknie malować, a przede wszystkim mogą decydować o swoim życiu i wieść je według planu, który sobie ułożyły” – powiedział w rozmowie z Anną Czytowską ks. prof. Witold Kawecki, autor książki „Podróże po Włoszech z Artemizją Gentileschi” (Wydawnictwo Jedność).
Skrzywdzona w młodości, zgwałcona przez przyjaciela swojego ojca, wytoczyła mu proces, który wygrała. Dramatyczne przeżycia z młodości znalazły odzwierciedlenie w jej obrazach.
„Nie ma obrazu, na którym nie byłoby autoportretu Artemizji. Sztuka była dla niej terapią, spowiedzią życia, podobnie jak dla Caravaggia. Jednak Caravaggio wstrzymywał pędzel, żeby nie być zbyt agresywny. Artemizja wprost przeciwnie. Kiedy malowała kilka wersji biblijnej sceny Judyty i Holofernesa, sama wciela się w rolę Judyty i z zimną krwią morduje generała. U Caravaggia w tej scenie jest wprost przeciwnie, u Judyty widać delikatność, przymus wewnętrzny i konieczność ratowania ojczyzny, stąd ta zbrodnia” – mówił autor książki.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.